piątek, 24 kwietnia 2020

Cicha noc w Połańcu

Cicha noc w Połańcu



Działalność bloga zacznę od sprawy, która przeraziła mnie tak, jak żadna inna. Mam stalowe nerwy, czytam mnóstwo książek (często z brutalnymi opisami), słucham podcastów, które później śnią mi się w nocy. Poruszane sprawy nie budzą we mnie strachu, raczej zainteresowanie tym, co musi się dziać w ludzkim umyśle, aby dopuścić się strasznych zbrodni. Tak było do czasu, gdy usłyszałam o sprawie z Połańca. To był ten moment, gdy naprawdę nie potrafiłam poradzić sobie z tym, co usłyszałam. Nie byłam w stanie zrozumieć, pojąć jak taka zbrodnia (stosunkowo nie z tak dawna, bo z 1976 roku) mogła w ogóle mieć miejsce.

Pierwszy raz usłyszałam o sprawie połanieckiej w grudniu 2019 na kanale Piąte: nie zabijaj (to jeden z moich ulubionych podcastów!). Dlaczego mnie tak poruszyła? Bo w brutalny sposób na oczach 30 świadków z zimną krwią zamordowano 3 niewinne osoby, w tym dziecko. Dlaczego? Z nienawiści i zemsty.

Dane oskarżonych zostały zmienione.

Sprawa miała miejsce w na szosie pomiędzy Połańcem i Zrębinem - obecnie jest to województwo świętokrzyskie - w Bożonarodzeniową noc z 24 na 25 grudnia. Święta kojarzą się ze szczęśliwym czasem, ludzie cieszą z rodzinnych chwil i pysznego jedzenia. W wielu rejonach Pasterka jest wręcz tradycją, kolędy wtedy śpiewane brzmią zupełnie inaczej, a same święta człowiek przeżywa jeszcze bardziej. Dzieje się tak zwłaszcza w małych miejscowościach. Wiem, bo sama z takiej pochodzę. Jednak nie wszyscy uczestnicy przyszli tej nocy do Kościoła, aby świętować Boże Narodzenie. Grupa mieszkańców postanowiła kontynuować wieczorną libację, a idealnym do tego miejscem były autokary ustawione wzdłuż szosy, które następnie miały odwozić mieszkańców do ich domów po nabożeństwie. Ponoć taka była ich tradycja.

Ostatnia droga do domu

Przenieśmy się teraz trochę dalej. W tym samym czasie ciemną szosą idą do Zrębina trzy postacie, które musiały wcześniej opuścić Pasterkę - ciężarna, osiemnastoletnia Krysia Łukaszek (z domu Kalita), dwunastoletni Miecio Kalita oraz dwudziestopięcioletni Stanisław Łukaszek (mąż Krystyny). Nie zostało im już tak wiele, nawet światła pojawiały się z oddali. Traf chciał, że postanowili wyjść z mszy wcześniej, gdyż szwagierka Krysi szepnęła, że jej ojciec jest pijany i dewastuje dom. Nie było więc innej rady, zamiast autobusem, czym prędzej udali się do pieszo do domu. Decyzja ta kosztowała ich życiem. Nie był to dystans długi, zaledwie 4 km (początkowo chcieli pojechać autobusem, ale przesiadujące w środku pijane towarzystwo nie wyraziło na to zgody), dlatego też nikt nie podejrzewał zbliżającej się tragedii.

Nieoczekiwanie piesi słyszą odgłos nadjeżdżających pojazdów i błysk świateł. Przewodzi im fiat 126p, a za nim dwa autobusy typy san i autosan. Nieoczekiwanie samochód robi gwałtowny skręt w bok i z ogromną prędkością uderza w chłopca. Zszokowani Łukaszkowie podbiegają do niego, a to dopiero początek masakry. Miecio przeżył zderzenie z autem, ale połamane nogi potrzebują natychmiastowej pomocy lekarza. Jest szok, panika, bezradność i płacz.

Chwile po tej scenie z sana wysiada dwóch znajomych mężczyzn - Lech Wojda oraz jego szwagier Bronisław Karaś. Nie idą z pustymi rękami, ale z narzędziami, jakby musieli się bronić przed jakimiś wyjątkowo niebezpiecznymi typami. Jeden w ręku trzymał klucz od koła autobusu, drugi twardy pręt. Podeszli do Stanisława i zaczęli go okładać niczym najgorszego bandytę. Krystyna widząc to panikuje i rusza do ucieczki, chcąc chronić nie tylko siebie, ale przede wszystkim dziecko. Już wtedy przeczuwała, że oprawcy są bezwzględni. Widząc uciekającą kobietę, Wojda i Karaś ruszają za nią w pogoń. Jest ciemno, ale mężczyźni posiadają przewagę w postaci latarki, a dodatkowo kobieta jest brzemienna, co dodatkowo ją spowolnia i uniemożliwia bieg. Wojda dopadł ją pierwszy, złapał za włosy i pozwolił Karasiowi dokończyć to, co zaczęli. Ciężko jest wyobrazić sobie strach jaki Krystyna czuła, podwójny strach. Błaga o litość, ale daremnie. Wojda obrał sobie za cel wytępienie Kalitowych dzieci i nic nie było w stanie go powstrzymać. Krystyna pada martwa... a to jeszcze nie koniec okrucieństw. Mężczyźni widząc jeszcze żywego Miecia, położyli go na środek szosy, ustawili dokładnie samochód tak, aby przejechać po głowie chłopaka i... nacisnęli pedał gazu.

Chcąc ukryć swoje zbrodnie postanowili zainscenizować wypadek. Dla niepoznaki przejechali samochodem jeszcze ciało Stanisława i wrzucili je do pobliskiego rowu. Krystyna została obdarta z ubrań, aby wypadek na myśl przywodził gwałt.
A co na to wszystko 30 obserwatorów całego zajścia? Wojda i na to się przygotował. Na ich oczach uniósł drewniany różaniec i obrazek Matki Boskiej, a następnie przemówił do zebranych słowami: „Powtarzajcie za mną: przysięgam na swoją krew i na ten święty krzyż, że niczego tutaj nie widziałem. Tak mi dopomóż Bóg".  Po chwili dodał, że w przeciwnym razie spotka ich taki sami los, jak Kalitów. Na tym się nie zakończyło. Po pierwsze każdy składał przysięgę na kolanach, nikt nie miał odwagi zaprotestować, a dodatkowo została ona zapieczętowana krwią, aby nic nie mogło jej złamać. Dopiero wtedy autobusy ruszyły i wróciły na Pasterkę, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Na tym jednak nie zakończył się plan Sojdy.

Msza dobiega końca. Wierni wychodzą na zewnątrz, cały czas mając w głowie śpiewane przed chwilą kolędy. Jednakże coś się nie zgadza. Brakuje jednego autobusu. Przed kościołem stoi tylko autosan. Kierowca krzyczy na alarm o skradzionym pojeździe. Pasażerów jest dużo, natomiast autobus mały. Wciskają się do niego i ruszają w drogę do Zrębina. Podczas tej podróży natrafiają na zwłoki zamordowanych Kalitów i porzucony obok autobus. Nikt nie wierzy w to co widzi, jest panika, łzy i strach o własne bezpieczeństwo. Niedługo potem na miejscu pojawia się milicja, która w myślach siedzi jeszcze przy wigilijnym stole, szybko spisuje raport i od razy stwierdza wypadek drogowy, jako śmierć pokrzywdzonych, czyli stało się tak jak Wojda zaplanował.

Zemsta jest najważniejsza

Jak doszło do tej zbrodni? Dlaczego Wojda tak bardzo pragnął ich śmierci? Z zemsty. Obie rodziny dobrze się znały, a co więcej łączyło ich w pewnym stopniu pokrewieństwo. Jednakże te rodziny różniły się od siebie w każdym stopniu. Wojda nazywany był "Królem Zrębina". Był tam najbogatszy i posiadał wpływy. Imponował mieszkańcom posiadaniem ciągnika i telefonu, co w tamtych czasach było nie lada luksusem. Przez kilka lat był ławnikiem, co jeszcze bardziej wpłynęło na jego ego, a tym samym uważał, że może rozstrzygać każdy spór. Często udzielał rad innym mieszkańcom, posiadł wyjątkową charyzmę, którą wyczuwało się od pierwszych słów. Był jednak bezwględnym człowiekiem, dalekie mu były wszelkie morale czy odgłosy sumienia. Był mściwy i okrutny, co pokazuje pewna sytuacja: chcąc udowodnić, że pies sąsiadów zjadł jego kury, zaproponował im, że odkupi zwierzę, a następnie je zabije i rozpruje, aby tylko udowodnić, że to on jest jedyną osobą, która ma rację. Potworne, prawda?

Dlaczego na swe ofiary wybrał Kalitowe dzieci? Wojda był w konflikcie z rodziną Rojów. Matka zamordowanej Krysi z niej pochodziła. Jej i Miecia dziadek - Jan Rój - po zakończeniu wojny światowej był zwolennikiem władzy, nawet wielkim zwolennikiem. Podobno stanowczo naciskał, może nawet zmuszał ludzi, aby na swoich domach pisali "3 x TAK" (referendum z 1946 roku). Był aktywistą PPR i ORMO. Jaki to ma związek z Wojdą? Otóż młody Wojda zgwałcił kobietę, młodą dziewczynę, która pracowała razem z nim na polu. Jan Rój brał aktywny udział w schwytaniu winnego i wydał go milicji. Wojda spędził w więzieniu zaledwie 8 miesięcy, ale czyn Roja pamiętał do końca życia i czekał tylko na dzień, w którym zapłaci on za swoją zdradę. Dziwnym zbiegiem okoliczności kilka lat później znajomy Wojdy zastrzelił syna Jana - Mariana. Jaki podał powód? Strzelał do psa. Co ciekawe, dostał on jedynie wyrok w zawieszeniu, a w niedługim czasie zginął w nieszczęśliwym przypadku. Nieprawdopodobne, a jednak. Okoliczności samego wypadku były bardzo podejrzane, ale Wojda nie usłyszał żadnych zarzutów.

W następnych latach wszystko wydawało się toczyć normalnie. Wojda coraz bardziej rósł w siłę i bogactwo. Rój wiódł dalej ubogie życie. Wydawałoby się, że nic te rodziny niż nie połączy, dlaczego więc Wojda zaplanował tak okrutny plan na Bożonarodzeniową Noc?
W 1976 roku Krysia i Stanisław Łukaszek wzięli ślub, podczas którego świętował prawie cały Zrębin. Wśród kobiet, które pomagały w kuchni podczas wesela była siostra Wojdy, a żona Józefa Karasia. Nagle ktoś zauważa, że kobieta kradnie jedzenie. Chowa je pod sukienkę i wynosi. Informacja ta dobiegła Zdzisławę Kalitę - mamę Krysi. Podeszła do Karasiowej i zwróciła jej uwagę, aby tego nie robiła. Karasiowa poczuła się urażona, a jej honor pohańbiony i wróciła do domu. Następnego dnia ponownie pojawiła się w domu Kalitów i zmusiła ich, aby w ramach przeprosin, Krystyna podarowała jej zastawę ślubną. Nie chcąc problemów z Wojdą, kobieta się zgodziła. Nie przypuszczała wtedy, że i tak jest już za późno. Jak to na wsiach bywa, plotki szybko się roznoszą, a tym razem nie było inaczej. Wszyscy mówili o weselnych wybryku Karasiowej co rozwścieczyło do granic możliwości Wojdę. Było to z dwóch powodów: po pierwsze oskarżenie padło z ust znienawidzonych przez nich Kalitów, a po drugie status materialny rodziny świadczył o tym, że nikt nie powinien się liczyć z ich zdaniem. Właśnie wtedy obrał sobie za główny cel - zemstę na Kalitach.

Za dzień Sądu Ostatecznego wybrał Wigilię. Pragnął, aby każdy dowiedział się, jaki los spotka tych, którzy mu się przeciwstawią. Niejednokrotnie mówił publicznie, że wytępi Kalitowe plemię, chociaż wtedy nikt tych słów nie brał w 100% poważnie. Jak więc domyślacie się nie było przypadkiem to, że Krystyna, Stanisław i Miecio wyszli tej nocy wcześniej z kościoła. Informacja o ojcu Krysi była fałszywa, chodziło tylko o pretekst, aby rodzina wyszła na zewnątrz. Dodatkowo, Wojda umyślnie nie wpuścił ich do autokaru, wiedząc że tak czy siak, Kalitowie udadzą się do domu piechotą, a wtedy on będzie miał szansę, na którą tak długo czekał.

Dochodzenie

Tak jak było to zaplanowane, milicja oświadczyła, że był to wypadek drogowy i zdania tego trzymała się przez kilka miesięcy. Jednakże mieszkańcy Zrębina znali prawdę. Doszło do pewnego incydentu. 14 letni Staś, kolega Miecia poszedł pod dom Wojdy i Karasia i krzyknął na cały głos: Zabiliście tylu ludzi, zabiliście mojego kolegę Miecia". Tego Wojda nie przewidział, bowiem chłopiec w tym samym czasie, w którym mężczyzna przygotowywał scenę wypadku, również wracał do domu i był świadkiem zdarzenia. Chłopiec uciekł, ale opowiedział co widział. Jak się domyślacie, plotki szybko pojawiły się wśród mieszkańców. Wojda nie przejął się tym w ogóle. Uważał, że był nietykalny. Miał pieniądze, wpływy, znajomości - czego chcieć więcej? Co ciekawe, sekcję zwłok przeprowadziła osoba, która nie miała całkowicie do tego uprawnień, a tym samym w raporcie znalazły się informacje, które były na rękę Wojdzie. Wszystko szło zgodnie z jego planem. Na samym miejscu zbrodni nie zabezpieczono dowodów, a autobus ze zwłokami został po 10 dniach zniszczony.

Z pogrzebem nie czekano długo. Paradoksem jest to, że to właśnie Wojda był jednym z tych, którzy nieśli trumny. Szczyt bezczelności. Gdy spoczęły w ziemi, matka Krysi i Miecia przysięgała, że psychopaci, którzy dopuścili się tej strasznej zbrodni zapłacą za swoje zbrodnie. Kilka dni później dostała list anonimowy z napisem: "Przestańcie węszyć, bo diabeł wszedł w waszą rodzinę. One same podeszły pod pekaes i się stało".

Kobieta jednak nie potrafiła sprawy zostawić i odpuścić, chodziło przecież o jej najbliższych. Niemal codziennie zjawiała się na komisariacie, w prokuraturze, aby sprawdzać czy są jakiekolwiek nowe informacje związane ze sprawą. Była nieugięta zwłaszcza wtedy, gdy usłyszała o krzykach Stasia pod Wojdowym oknem. W końcu jej prośby się spełniły i prokuratura zgodziła się sprawdzić tę kwestię. To właśnie ten 14 letni chłopiec miał na tyle odwagi, aby opowiedzieć o tym, co się naprawdę stało. Nie zapominajmy, że całemu zdarzeniu morderstwa przyglądało się 30 osób. Dzięki jego zeznaniom Karaś trafił do aresztu, a Wojda próbował różnych sposobów, aby przekupić rodzinę chłopca. Jednakże oni pozostali nieugięci. Nawet wtedy gdy dostawali pogróżki czy gdy ich stodoła została podpalona.

Jak się okazało, do prokuratury zgłosił się drugi świadek - Leszek Brzdękiewicz, który już na samym początku opowiedział co wydarzyło się na szosie do Zrębina. Dziwnym trafem kilka dni po swoich zeznaniach został znaleziony martwy. Ciało zostało odnalezione w płytkiej rzecze, dlatego też milicja uznała, że pod wpływem dużej ilości alkoholu utopił się.

Prokuratura dalej walczyła o dojście do prawdy. Zarządzono ekshumację zwłok. W końcu zajęła się tym odpowiednia osoba i anatomopatolog od razu stwierdził, że przyczyną śmierci były rany zadane metalowym narzędziem i z całą pewnością nie był to wypadek. Plan Wojdy nagle legł w gruzach. Pamiętacie jak na początku mówiłam, że wszyscy świadkowie musieli na kolanach składać przysięgę, a dodatkowo zatwierdzili ją własną krwią? Wojda postanowił odświeżyć dane mu słowo i zwołał tajne spotkanie. Wszyscy po raz kolejny przysięgali swoją lojalność, a co więcej dostali medaliki z Jasnej Góry. Wojda wraz z rodziną modlił się w Częstochowie, aby dane mu było uniknięcie kary. To chyba dogłębnie pokazuje, jak wielkie zaburzenia musiał mieć. Dodatkowo, wykorzystał bardzo trafiony argument - łapówki. Miał pieniądze, więc mógł kupić milczenie. Źródła podają, że łączna kwota jaką przeznaczył to 200 - 400 tysięcy tamtejszych złotych. Nic to nie dało, bowiem wszyscy mordercy trafili do więzienia. Rozpoczął się proces, trudny proces, najtrudniejszy w całym PRL-u. Dlaczego? Po pierwsze zbrodnia była wyjątkowo okrutna, a po drugie z obawy przed zemstą Wojdy mieszkańcy milczeli. Podczas prowadzonego śledztwa przesłuchano w sumie 232 osób, jedną nawet 14 razy! W samym procesie wzięło udział 220 świadków. 38 z nich później odwołało swoje zeznania, a 18 z nich oskarżono o składanie fałszywych zeznań. 88 razy świadkowie otrzymali karę pieniężną za ukrywanie prawdy. Wśród nich znaleźli się tacy, którzy nigdy nie opowiedzieli o tamtej nocy. Złamanie lojalności wobec Wojdy było dla nich gorsze niż więzienie.

Wizja lokalna


Źródło: https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/potworna-zbrodnia-30-lat-od-powieszenia-sojdy-i-adasia-kara-smierci-dla-seryjnych/7zd1erc

Lech Wojda podczas wizji lokalnej



Źródło: https://opinie.wp.pl/wieslaw-luka-zbrodnia-polaniecka-przeraza-do-dzisiaj-trudno-uwierzyc-ze-to-sie-naprawde-wydarzylo-6016712382178433a


Zamknięcie Wojdy w więzieniu nie przyniosło mieszkańcom ulgi. Bali się zarówno jego, jak i jego rodziny. Żony Karasia i Wojdy nie poddały się i część świadków, którzy odwołali swoje zeznania została przez nie przekupiona. To chyba nic niespodziewanego.

Wojda oraz Karaś zostali skazani na śmierć i powieszono ich w 1982 roku. Współwinni Franciszek Locha (kierował fiatem, który przejechał Miecia) oraz Władysław Kurpiński dostąpili prawa łaski i skazano ich na 25 lat więzienia, choć wyszli na wolność wcześniej.

Wiesław Łuka w swojej książce "Nie oświadczam się" zawarł dokładnie całą tę historię. Przez 1,5 roku, w czasie trwania procesu w tygodniku "Prawo i życie" publikował z niego relację, dzięki czemuś tworzył wyjątkową kolekcję reportaży. Książkę można kupić w formacie ebooka na wielu stronach. Ja już swoją zamówiłam. Jej tytuł nie jest przypadkowy, bowiem świadkowie na każde pytanie sądu odpowiadali "Nie oświadczam się". To stwierdzenie padało nawet wtedy gdy sąd pytał co to właściwie oznacza. Dodatkowo, w 1988 roku powstał film "Zmowa" oparty na tej zbrodni. Znajdziecie go, np. na CDA. Bardzo go Wam polecam, ponieważ mimo iż został zrobiony dawno to realnie pokazuje tamtejszą rzeczywistość.

Zastanawia mnie, jak trzeba być okrutnym człowiekiem, żeby w tak bestialski sposób zemścić się na tak naprawdę niewinnych osobach? Jak można przejechać żywe dziecko samochodem? Nigdy nie zrozumiem tej sprawy i nie chcę zrozumieć. Okrucieństwo tu zadane jest niewybaczalne.

Inną kwestią jest to, jak wpływowy był Wojda oraz jak wielki strach do dnia dzisiejszego rządzi mieszkańcami. Czy to rzeczywiście jest strach czy głupota ludzka i zaściankowość?


Źródła:
https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/307049996-Sprawa-polaniecka-Jedna-z-najglosniejszych-zbrodni-w-PRL.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/Sprawa_po%C5%82aniecka

https://naszahistoria.pl/sprawa-polaniecka-najglosniejsza-zbrodnia-kryminalna-prlu/ar/9219889

Copyright © True crime story , Blogger